Po co walczyć?
Skoro się zginie.
Potem fałszywe oskarżenie:
Szpicel! Dezerter!
i inne.
Odzyskać wolność
By zyskać śmierć.
Kłamliwą śmierć z rąk swoich...
Tudzież podających się
za tych, co nas wyzwolili.
Po co walczyć?
By wypaść z IV piętra?
Usłyszeć nieprawdę:
"To było samobójstwo"
Dumna mam być?
Z tego, że jestem Polką?
Mam wątpliwości.
Jego ciałem wstrząsnął spazm
Śmierć się nad nim pochylała
Kosą chciała odciąć twarz
Lecz odwagę gdzieś posiała
Leżał biedak we krwi cały
Z bólu pięści aż zaciskał
Śmierć pragnęła z życiem wygrać
Lecz to przecież nie igrzyska
Cicho zawył niczym szczeniak
Części duszy swej wydychał
Śmierć szyderczo się zaśmiała
Gdy do życia słabo wzdychał
Resztką siły podniósł rękę
Chciał przywalić "
Ograniczą nam internet
Zapuszkują kilka stron
Rozstrzelają naszą wolność
Do cholery!Idźcie stąd!
Brak wolności, kontrola, paranoja
Będą udostępniać syf
W głowach mieszać
To ich styl
Głupich tworzyć zastępy
Brak wolności, kontrola, paranoja
Życiem dysponować chcą
Blokować dostęp do leków
Bogami siebie zwą?
A co z przysięgą Hipokratesa?
Brak wolności, kontrola, paranoja
"Idiokracja" rzecz realna
Bardziej niż nam się wydaje
Niedorzeczny świat kreują
Ogłupiaj
Życie to zjawisko ulotne jak gaz
Ulotni się życie z każdego z nas
To zjawisko jak wypożyczenie nart
W odpowiedniej chwili trzeba je oddać
A co nas czeka potem?
Czy wieczność? Czy nicość?
A może kolejne wypożyczenie?
Muzyka jest powietrzem
Każdy dźwięk oddechem
Słowo wyryte w pamięci
Pozostaje na zawsze
Idole...
Znaczą więcej niż wszystko
Jak bogowie
Śpiewem kreślą poezję życia
Jak bogowie
Pozostają żywi dopóty
Dopóki ostatni człowiek w nich wierzy
Ich dzieła zdają się być wieczne
Przelewając się wrzącą falą
W ludzkich kruchych sercach
Czerwona kropla czarnego humoru by Tiilii, literature
Literature
Czerwona kropla czarnego humoru
Krwi fontanna
Tryska z rana
Przez oczodół
spada na dół
Płynie stróżką
Leśną dróżką
Pąsowi róże
Płatki nieduże
Hultajem zwana
W księgi arkanach
Życia pozbawia
Trupa zostawia
Do rzeki wpada
Kres zapowiada
I sama ginie
w wody głębinie
A trup nieboszczyk
Żyjący niedoszły
Spoczywa bezżennie
We mgle bezimiennej
Pewnego dnia zajdzie słońce
Na horyzoncie naszych myśli
I popłyną chmury na nieboskłonie
Nie wzejdzie najmniejsza gwiazda
Pewnego dnia wyschnie źródło
Wybijające miarowo w naszym sercu
Nawet najlepszy majsterkowicz
Nie naprawi uszkodzonej pompy
Pewnego dnia staniemy
Jak nienakręcone zegary
I wyjmą nam mechanizm
Który wyląduje na złomowisku